piątek, 25 listopada 2011

Friends Forever!

   Hej. Dzisiejszy post ukazał się trochę później, ponieważ nie miałam jak wcześniej napisać. Byłam w kinie z przyjaciółką. Dość długo się nie widziałyśmy ( jakieś 4 miesiące ), bo nie chodzimy ze sobą do szkoły i miałyśmy co nadrabiać. Krótko mówiąc: Było super!
   Poszłyśmy na ostatnią część Zmierzchu, czyli ,,Przed Świtem,, cz.I. No właśnie; szkoda tylko, że część I. Już nie mogę doczekać się kolejnej. Nie cierpię, kiedy film kończy się w połowie. To okropnie irytujące. Film był naprawdę odjazowy, ale nie będę wyjawiać szczegółów, bo nie chcę psuć niespodzianki tym, którzy go jeszcze nie obejrzeli. Po przesoleniu się popcornem wybrałyśmy się po kinie na coś słodkiego dla odmiany. ;) W podstawówce różnie między nami bywało ( mną i Dominiką - tak ma na imię moja przyjaciółka ), ale dzisiaj było naprawdę super.
   Drugą taką moją przyjaciółką jest Wiktoria, o której zresztą pisałam w poprzednim poście. W poniedziałek zdarzyła jej się jeszcze jedna przygoda. Właściwie to nawet nie wiem czy można to nazważ przygodą, ale kit z tym. No więc w poniedziałek rano okazało się, że mieliśmy przyjść do szkoły godzinę później, ale nikt się nie kapnął. Wkitoria zapomniała jakiś książek, więc zadzwoniła do swojej mamy z prośbą, żeby przywiozła jej książki. Czekałyśmy na nią na dworze, aż nagle Wiktoria zaczęła latać przed wejściem do szkoły jak porąbana. Oczywiście nie zorientowała się, że są kamery. ;) Kiedy zobaczyłyśmy, że jej mama przyjechała wyszłyśmy przed bramę do szkoły, ale mama zatrzymała się po drugiej stronie ulicy, wołając Wiktorię do siebie. Az tu nagle zza rogu szkoły wyszła pani dyrektor i zapytała co my takie rozebrane z samych bluzach robimy na dworze? Powiedziałyśmy o co chodzi, a pani podeszła do mamy Wiktorii i wzięła od niej książki po czym podała je Wiktorii. No nieźle. Nie dość, że zapomniała książek to jeszcze otrzymała je z rąk dyrektorki. Masakra.
   Na wf zawsze kłócimy się ( oczywiście z Wiktorią, a z kimże inaczej ) o piłkę, którą nazwałyśmy Jesus ( czyta się Hesus ). Jesus to hiszpańskie imię, z którego zawsze jak go słyszę chcę mi się śmiać. Jest niezłe, no bo kto tak naprawdę dałby dziecku na imię Jesus? 
   Jeżeli już piszę o języku hiszpańskim i imionach to muszę się pochwalić, że dzisiaj miałam lekcję z prawdziwą Hiszpanką. Było extra. Pomijając to, że nic nie rozumiałam z tego co ona gadała to było naprawdę bardzo fajnie.
Dobra, muszę kończyć, bo zaczynam usypiać.
Pozdrawiam, Kinga.

2 komentarze:

  1. Super post :)
    Muszę iść do kina na 'przed świtem'! Szkoda tylko że nie mam z kim...
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się było świetnie ! Mam nadzieję że to powtórzymy .. ! <3

    OdpowiedzUsuń